Piazzolla? Jest kilka powodów

Porteño to po hiszpańsku mieszkaniec nie tylko Buenos Aires, lecz każdego dużego miasta portowego. Kto wie jednak, czy nie za sprawą Astora Piazzolli, kompozytora, miano to przylgnęło do mieszkańców stolicy Argentyny i ojczyzny tanga? Pewne jest, że Piazzolla swoją wersję cyklu Vivaldiego Cztery pory roku zatytułował Cuatro estaciones porteñas, czyli Cztery pory Buenos Aires. Z wcale niełatwym i nieoczywistym nastrojem Estaciones porteñas zmierzyli się uczniowie i absolwenci Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Koninie, których poprowadził Szymon Wieczorkiewicz, nauczyciel konińskiej PSM.

Na pytanie, dlaczego przekonał kilkoro uczniów do grania Piazzolli, Szymon Wieczorkiewicz odpowiada:

– Powodów jest kilka. Pierwszy – w tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Piazzolli. Drugi – obserwujemy światowy boom na granie tej muzyki, bo jest syntezą muzyki klasycznej ze współczesną. Piazzolla mówił, że w głowie ma ciągle Bacha, Schumanna i Mozarta, do nich dodawał jeszcze Potężną Gromadkę, złożoną z pięciu dziewiętnastowiecznych kompozytorów nawiązujących do tradycyjnej rosyjskiej muzyki ludowej, plus swing, blues, ciut latino, na przykład salsy i „troszeczkę tanga”. Z tego ukształtował się niezwykły kompozytor, bandoneonista i aranżer, którego nazwisko brzmi dzisiaj niczym synonim tanga. Po trzecie – grałem w Akademii Muzycznej w Poznaniu w formacji Tango Nuevo Quintet, w której pięcioro muzyków młodego pokolenia połączyła wspólna pasja, jaką jest nuevo tango Astora Piazzolli, zawierające w sobie elementy jazzu, klasyki oraz tanga. Po piąte – w naszej konińskiej szkole Piazzolli dotychczas się nie grało. Zresztą w poznańskiej Akademii gra się kompozycje Piazzolli od bardzo niedawna, doceniając możliwość połączenia klasycznego kunsztu wykonawczego z wykonywaniem muzyki współczesnej. Wiem, bo przecież też byłem uczniem i dzisiaj młodzież uczę, że oni mają czasami po dziurki w nosie klasycznych sonatinek i etiudek. Wiem też, że w naszej szkole są fantastyczne dzieciaki, mające już na tyle opanowany kunszt wykonawczy, że mogą się z Piazzollą zmierzyć. Proszę mi wierzyć – nie musiałem ich namawiać, by godzinami w grupie lub pojedynczo ćwiczyli. Miałem, mam, przyjemność pracować ze wspaniałą młodzieżą, grupą entuzjastów, którym nie trzeba tłumaczyć i przekonywać, że przez pracę coś osiągną. A mogą osiągnąć bardzo wiele. Dlatego trzeba im stawiać bardzo duże wymagania. Piazzolla nadaje się do tego znakomicie.

Koncert złożony z kompozycji Astora Piazzolli zagrali: Hubert Kulig – perkusja i wibrafon (już absolwent konińskiej PSM), Oliwia Szadkowska – instrumenty klawiszowe, Eliza Janiak – skrzypce, Piotr Kulczewski – akordeon i fortepian, Malwina Majorczyk – kontrabas i Wojciech Oliński – gitara elektroakustyczna. Wszyscy są laureatami wielu nagród na ogólnopolskich konkursach organizowanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Centrum Edukacji Artystycznej. Aranżacje są dziełem Szymona Wieczorkiewicza. Muzycy wykonali: Libertango, Cuatro estaciones porteñas (Cztery pory Buenos Aires): II Otoño Porteño (Jesień), III Invierno Porteño (Zima), Escualo, Saudade, Retrato de Miltoon i Milonga del Ángel.

Ten repertuar to dla muzyków tykająca bomba. Piazzolla np. nie ustawił tempa, w jakim mają grać. Powszechne są napięcia rytmiczne. Zgrzyty… Tymczasem w wykonaniu tych bardzo młodych muzyków widać i słychać dużo dojrzałości, wręcz kontroli, panowania nad dziełem argentyńskiego mistrza. To dość niezwykłe zważywszy, że do wykonania choćby Saudade potrzeba dużo doświadczenia, bo to połączenie smętku (port. saudade) i gorzkiej akceptacji wyroków losu, a przy tym nasycone erotyzmem tango. W Invierno Porteño (Zima) z Czterech pór Buenos Aires pięknie zaakcentowano żart Piazzolli, będący aluzją do Lata z Czterech pór roku Vivaldiego: wszak na południowej półkuli wszystko dzieje się na odwrót… W Estationes porteñas Piazzolla chciał połączyć muzykę „poważną” i „lekką” zarazem, kunsztowną i porywającą, barokową niemal w swym bogactwie i strukturach, a współczesną w emocjonalności. Mam wrażenie, że uczniowie konińskiej PSM podołali zadaniu także w kończącej koncert Milonga del Ángel, „anielskiej milonga”, stworzonej do sztuki teatralnej Alberto Rodrigueza Muñoza, opowiadającej o aniele leczącym dusze mieszkańców okrytej złą sławą dzielnicy Buenos Aires.

Muzyka została nagrana na poznańskim Morasku, w campusie UAM. Dzieło wykonała firma Zylia z Poznania, produkująca mikrofony używane przez m.in. Stevie Wonder czy Metropolitan Opera. – Zylia zaproponowała nam nagranie, ponieważ wcześniej w sieci internetowej natrafiła na nagranie Huberta Kuliga, z którym na dyplom kończący jego naukę w naszej szkole przygotowaliśmy Astora Piazzolli Libertango i Escualo – informuje Szymon Wieczorkiewicz. – To nas zachęciło do pracy, razem lub z każdym osobno, nad rozwiązaniami harmonicznymi. W zamian firma Zylia zobowiązała się do rozpowszechnienia dzieła we wszystkich social media.

Nagranie ukazało się 23 stycznia 2021 r. Co dalej? Szymon Wieczorkiewicz: – Czas na planowanie nie jest najlepszy, ale na przykład już mamy obiecany koncert na deskach Teatru Nowego w Poznaniu, także w innych miejscowościach Wielkopolski. – A w Koninie? – dopytuję. – Cóż…

Astor Piazzolla dopiero po spotkaniu z Nadią Boulanger w Paryżu, został zauważony przez elity w rodzinnej Argentynie. Spotkanie to było spowodowane ambicjami komponowania muzyki poważnej, a Nadia Boulanger była pedagogicznym autorytetem o światowej renomie. To właśnie ona wpłynęła na ukierunkowanie Piazzolli w stronę czerpania z tanga, ale realizowania ambicji i wykorzystania wiedzy klasycznej. Barwnie o tym pisze Natalio Gorin w „Astor Piazzolla – moja historia”, puentując, że gdyby Piazzolla nie opuszczał Argentyny, zostałby jednym z setek lokalnych tanguero. Niełatwo jest być prorokiem we własnym kraju. A jeszcze trudniej w Koninie.

Andrzej Dusza