„… trzymałem się swojego, nie dałem się złamać…”

„Szymon nie wiadomo czy jest rewolucjonistą, czy aktorem, czy zagrał rewolucjonistę, czy aktor był rewolucjonistą” – tak o Szymonie Pawlickim napisała Alina Afanasjew w książce „Uwięziona kolęda”. Pewne jest, że jak sam o sobie mówił: „jestem z zawodu aktorem i jak raz w tygodniu nie pieprznę jakiegoś wierszyka, nie zagram czegoś, to jestem chory”. Bohater tego portretu już niczego nie zagra, nie wcieli się w żadną rolę – 25 stycznia 2021

Z Koninem był Szymon Pawlicki mocno związany. Tu urodził się 28 lutego 1935 roku. Chodził do gimnazjum, którego uczniami byli wszyscy Jego wujkowie i ciocie, a które mieściło się w domu Zemełki. Obecnie na ścianie byłego gimnazjum umieszczona jest tablica poświęcona mieszkańcom, którzy zginęli podczas próby rozbrajania Niemców 11 listopada 1918 roku: jest na niej widoczne nazwisko Wiktora Pawlickiego, brata Jego ojca, który poległ w wieku 24 lat. W czasie hitlerowskiej okupacji mały Szymon, wówczas zaledwie 9-letni, został z bratem, 11-latkiem, wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Z tego czasu została Mu blizna po pejczu, gdy oberwał od bauera za dziecinne igraszki. Po okupacji Jego droga do edukacji była dość skomplikowana. Był krótko w liceum w Koninie, w seminarium duchownym w Lądzie nad Wartą, technikum mleczarskim we Wrześni, technikum telekomunikacyjnym w Poznaniu, technikum łączności w Szczecinie, po ukończeniu którego związał się z kabaretem studenckim.

Po powrocie do Konina, w końcu lat 50. został kierownikiem Powiatowego Domu Kultury, a w nim założycielem, reżyserem i kierownikiem artystycznym kabaretu „Koński Ogon”. To właśnie w spektaklach tego kabaretu stawiał swoje pierwsze kroki jako aktor-amator, recytując m.in. Wisławy Szymborskiej „Obmyślam świat”:

Obmyślam świat, wydanie drugie poprawione,

wydanie drugie, poprawione,

idiotom na śmiech,

melancholikom na płacz,

łysym na grzebień,

psom na buty (…)

Nawet proste dzień dobry

wymienione z rybą

ciebie, rybę i wszystkich

przy życiu umocni (…)

A wszystko inne – jest jak Bach

chwilowo grany

na pile.

Ale czas gomułkowskiej „odwilży” szybko się skończyły, również w Koninie. Swobodę artystyczną PDK lokalne władze przyjmowały z dużą niechęcią. Jak na ówczesne czasy były to działania zbyt niepokorne i nie zawierały, w ocenie władz, wyraźnej akceptacji dla nowych socjalistycznych haseł i wytycznych. Pawlickiego „wywiało” w świat. Lidia Zamkow z Leszkiem Herdegenem zwrócili na niego uwagę w studium teatrów niezawodowych i skierowali go do teatru w Tanowie, a następnie namówili do przystąpienia do egzaminu eksternistycznego w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Pawlicki opowiadał: „Jako eksternista uzyskałem w 1965 roku dyplom aktora dramatycznego, a potem zaczęła się cała wędrówka teatralna: Szczecin, Częstochowa, Bydgoszcz, Poznań, Kalisz, Stary Teatr w Krakowie, Gdynia. No grałem, grałem”.

Ciepło wspominał Kalisz, gdy dyrektorką Teatru im W. Bogusławskiego była Izabela Cywińska: „… wspaniały zespół ze wspaniałymi „wujkami” i „ciociami”, z Henrykiem Talarem, Markiem Kostrzewskim, Haliną Łabonarską, Maciejem Prusem…”. Z tym teatrem przyjechał do Konina ze spektaklem „Cyrano de Bergerac”: „… to rzeczywiście było coś wspaniałego, jak mnie mój Konin fetował, jak mnie przyjmowali znajomi, nauczyciele, moi profesorowie…”. Przy okazji dodaje, że „Cyrano de Bergerac” to jest sztuka o potrzebie szlachetności, prawdy i nonkonformizmu i tak właśnie starał się w swoim życiu postępować: „… trzymałem się swojego, nie dałem się złamać…”.

W 1973 roku Sz. Pawlicki osiadł w Gdyni, gdzie zapisał ostatni rozdział w swoim teatralnym życiorysie. Jako aktor Teatru Dramatycznego został członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej im. Komuny Paryskiej. Po brutalnej pacyfikacji stoczni, gdy czołg rozbił bramę i strajkujących wywieziono do aresztu, Szymon Pawlicki trafił

do milicyjnej „suki”. Mówił, że nie czuł się bezbronny, gdy z bramy nr 2 mówił do zomowców i wojska:

„… zwyciężę na tej ziemi, z tej ziemi państwo wskrzeszę, synami my Twojemi, błogosław czyn i rzesze…”.

Tuż po przewiezieniu na komendę MO, został brutalnie pobity przez funkcjonariuszy SB. Najpierw trafił do szpitala więziennego w Gdańsku, potem przewieziono Go do Bydgoszczy. Po 11 miesiącach, ze względu na pogarszający się stan zdrowia, został zwolniony. Mógł wrócić do domu i rodziny, ale nie na scenę. Kiedy ówczesny dyrektor Zbigniew Bogdański wystąpił do Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku o zgodę na ponowne przyjęcie Go o teatru, otrzymał odpowiedź:

Nie wyrażamy zgody, gdyż jego ukazanie na scenie mogłoby spowodować niepokoje społeczne”.

Występował jednak w świątyniach i prywatnych mieszkaniach, nie tracąc kontaktu z publicznością i duchem polskiej poezji. Ponieważ pieniędzy z renty inwalidzkiej nie było za dużo (otrzymał II grupę inwalidzką), od 1983 do1989 roku pracował jako stolarz i cieśla, robiąc m.in. schody, dachy, kładąc w mieszkaniach boazerie, a dla podziemnej „Solidarności” – jako drukarz: „… Borsuk (Bogdan Borusewicz – przyp. red.) mi zlecił, dostałem trzy maszyny drukarskie, ta drukarnia działała u mnie do końca stanu wojennego….”. Trudno wymienić jego różne formy społecznego zaangażowania w budowę nowej, demokratycznej Polski. Należy choćby przypomnieć, że był szefem Biura Kultury Komisji Krajowej „Solidarności”, w latach 1990-1994 pełnił znaczącą funkcję wiceprzewodniczącego Rady Miasta Gdyni, pracował w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, działał w Lidze Morskiej i Rzecznej.
Szymon Pawlicki od 2000 roku był emerytem. Zamieszkał w Ślesinie, ale ciągle był niezwykle aktywny w wymiarze społecznym i politycznym. Jego talent aktorski czasami mógł się objawić w dość ograniczonych formach: swoimi występami wzbogacał różne lokalne akademie i uroczystości, kilka razy użyczył swojego głosu, jako lektor, i osobowość w niezależnych produkcjach filmowych czy jak choćby w teledysku Kamila Wasickiego „Każdy milczy o czym innym” (2013).
W 2011 roku Pawlicki pojawił się w Konińskim Domu Kultury; razem z Anną Dymną na I Salonie Poezji Anny Dymnej w Koninie recytowali wiersze księdza Twardowskiego (Dymna wspominała, że to było ich aktorskie spotkanie po trzydziestu latach). Od tego momentu Pawlicki pełnił rolę honorowego gospodarza Salonu Poezji w KDK, stając się aktorskim partnerem m.in. Ignacego Gogolewskiego, Andrzeja Seweryna, Andrzeja Łapickiego, Anny Polony i Daniela Olbrychskiego, przypominającym koninianom, i dawnym teatralnym kolegom, jak znakomitym jest aktorem. Szczególnie docenił to Andrzej Seweryn, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie, powierzając Pawlickiemu rolę Dyndalski w „Zemście” Aleksandra Fredro, reżyserowanej przez Krzysztofa Jasińskiego. Zapowiadał się wspaniały artystyczny comeback. Niestety, wkrótce po tym, gdy w styczniu 2012 r. zaczęły się pierwsze próby w Warszawie, Szymona Pawlickiego zaatakowała choroba, uniemożliwiając sceniczne występy.
11 marca 2012 zarząd Związku Artystów Scen Polskich jednogłośną uchwałą przyznał mu Honorową Plakietę z napisem: „Koledze Szymonowi Pawlickiemu, artyście, działaczowi społecznemu wielce zasłużonemu dla szlachetnej idei Solidarności”. Prawie rok później, 25 lutego 2013 roku odebrał ją, w Dniu Artysty Weterana, Grzegorz Pawlicki, brat Szymona. Tego samego dnia w jednym z warszawskich szpitali, w obecności Andrzeja Seweryna, plakietkę ZASP przekazano na ręce Laureata. Olgierd Łukaszewicz, prezes ZASP, powiedział o nim:

Cokolwiek by nie napisać o naszym koledze Szymonie Pawlickim – zarówno jeśli chodzi o dorobek artystyczny, działalność polityczną, jak i silną, barwną osobowość – zawsze będzie się zdawało, że to jednak zbyt skromnie. Szymon Pawlicki to legenda”.

Dodajmy, że kilka lat wcześniej, w 2007 roku, Aktor uhonorowany został Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Gdy w październiku 2009 roku w Poznaniu odbierał medal Ad Perpetuam Rei Memoriam, wręczany przez wojewodę wielkopolskiego i marszałka wielkopolskiego, na Alei Niepodległości, przed budynkiem Urzędu Wojewódzkiego głośno manifestował NSZZ „Solidarność” w obronie miejsc pracy w Zakładach Cegielskiego. Pawlicki przyglądał się paleniu opon, rzucaniu kamieni, hasłom i krzykom, ale „jako świadek, a nie uczestnik” – zauważył Andrzej Moś, twórca dokumentalnego filmu o Szymonie Pawlickim „Wspomnienie to cicha nuta” (2018). Ten film kończy się symboliczną sceną: Szymon Pawlicki stojąc za kołem sterowym wypływa łodzią na jezioro Ślesińskie i w końcu wypływa z kadru. Towarzyszy mu ballada Jaromira Nohavicy:

Za stary jestem, by uwierzyć w rewolucję

Kryję się w cieniu, by przed światem uciec

I nie smakuje mi podgrzany ryż z torebek

W kieszeni aspiryna, bo mogę być w potrzebie

A przez igielne ucho, po mojemu przejść nie zdołam

I gnam po cichu, by mnie nie dopadła wilcza sfora

A co z aniołem? – gdyby ktoś wiedzieć chciał

Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał….

Andrzej Dusza