Żyć na własnych warunkach

– Nie bać się marzyć, żyć na własnych warunkach – mówiła Joanna Gogulska w swoim i męża, Sebastiana Kamionki, imieniu. Obydwoje są artystami, żyjącymi poza „systemem” ośrodków kultury i oświaty. Są też bohaterami filmu Zdzisława Siwika pt. Alternatywa bez adresu”, którego promocja odbyła się 21 listopada 2021 roku, podczas 30. Przeglądu Polskich Filmów Fabularnych DEBIUTY.

– Na bohaterów mojego filmu trafiłem w 2013 roku, fotografując konińską „Noc kultury”. I już wiedziałem, że to są osobowości nietuzinkowe – opowiadał Z. Siwik, scenarzysta, operator, reżyser i montażysta filmu, w czasie spotkania z widzami. – Kilka lata później Joanna do mnie zadzwoniła z prośbą o filmowe udokumentowanie budowanego przez nich „amfiteatru”. Ale dopiero w 2018 roku, kiedy ona rzuciła pracę w szkole, a on rzucił pracę w fabryce mebli, i postanowili, jak mówi Joanna, „żyć na własnych warunkach”, zacząłem ich filmować zaciekawiony, co to znaczy „żyć na własnych warunkach”. Kiedy zaczynałem z nimi filmową przygodę, mieli niezwykłe plany, nie tylko muzyczne. Potem przyszła pandemia koronawirusa, wszystko stało się jeszcze bardziej skontrastowane. Ale to taki

specjalny rodzaj kontrastu”…

Tę „specjalność” twórca mocno w filmie podkreślił, kilkakrotnie nawiązując do ćwiczonego przez chórzystów Gogulskiej utworu zespołu 1984, w którym jest

Specjalny rodzaj uśmiechu

Czerwień i biel

Specjalny rodzaj kontrastu

Bez barw bez światła…

„Specjalny rodzaj uśmiechu” pojawia się u bohaterów, mozolnie budujących swoją bazę kultury alternatywnej w byłej bazie paliwowej Nadleśnictwa w Turku (Stację KulTura w Lasach Tura). Obydwoje są muzykami. Ona – absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu na wydziale dyrygentury chóralnej, pedagog, kompozytor i aranżer, bardzo w gestach ekspresyjna. On – akustyk, starający się pomóc Sławomirowi Ciesielskiemu, perkusiście legendarnego zespołu „Republika”, wydobyć z bongosów dźwięki jakby wprost z piosenki Breakoutów:

Słuchaj rytmu pracy serca,

Tętna – tańcz, tańcz…

Odgłos jego bongosów w filmie Siwika płynnie przechodzi w rąbanie drewna… Muzyka, próby chóru, towarzyszą kolejnym obrazom budowy sceny z patyczaków, konstrukcji jakby przenoszonej wprost z „Władcy pierścieni”. Mozołowi w układaniu patyczaków (wiklinowych), towarzyszy determinacja zwożenia kamieni. Taczka za taczką, taczka za taczką… Co ich napędza?

Nie lubimy, jak się nam coś każe.

Tymczasem system oświaty wymaga od nas, nauczycieli muzyki, dyrygentów chórów, ciągłego dostosowywania się do kalendarza imprez i świąt. A my byśmy chcieli robić coś po swojemu – mówi Gogulska, ćwicząc z chórem utwór zespołu Aurora:

Polska – święta pracy, święta zmarłych

Polska – święta ziemia obiecana…

– Chcieliśmy dać sobie drugie życie i dlatego zrezygnowaliśmy z życia w systemie.

Polska – świętych prawd i świetnych kłamstw

Polska – święty spokój, święta wojna…

– Budujemy miejsce mocy (…) dla alternatywnej pracy z młodzieżą… Żyjemy dzięki mądrym rodzicom tych dzieci…

Polska – święta pracy, święta zmarłych

Polska – święte nic i święta krowa dojna…

– Najważniejsze nie bać się marzyć, żyć na własnych warunkach.

Polska – święci maszerują coraz wolniej

Polska – świętych miejsc już coraz mniej

Polska – święty ogień gaśnie coraz częściej.

Ostatnią scenę filmu Siwik zarejestrował 4 kwietnia 2020 roku. Bohaterowie, w czasie rozmowy internetowej, mówią o tragicznym czasie pandemii, niepewności o jutro, braku środków do życia i pieniędzy na zapłacenie ubezpieczenia, braku nadziei na finansowe wsparcie z tak zwanych tarcz „a pożyczka od przyjaciół już się wyczerpała. Ale zasialiśmy marchew, sałatę, kupimy worek kartofli i…”.

Polska – święty ogień gaśnie coraz częściej.

Widzowie, komplementując dokument, pytali Zdzisława Siwika, czy nie ma ochoty zrobić filmu pełnometrażowego. – Gdybym miał pieniądze, zrobiłbym. Nawet film science fiction bym zrobił, ale z przesłaniem wynikającym z tego dokumentu: przestać żyć tylko konsumpcyjnie. Jednak jestem realistą, działam w ramach możliwości. Ten film ukończyłem dzięki wsparciu marszałka województwa wielkopolskiego, od którego otrzymałem stypendium. Bardzo mu za to dziękuję.

Jakkolwiek rozumiemy „realizm” Siwika, to dokument zostawia w nas, widzach,

niedosyt

Przede wszystkim artystyczny. Jest z jednej strony jest jakby niedokończony, z drugiej jakby nie miał początku. Niedokończony – bo aż się ciśnie pytanie: co dalej z artystami, jak Gogulska i Kamionka, postanawiającymi „żyć na własnych warunkach”. A co z początkiem? Cóż, tu przypomnimy, że artystyczna droga Joanny Gogulskiej jest niezwykle barwna. Są w niej momenty szczególne, jak choćby ten, kiedy, namówiona przez przyjaciółkę, wzięła udziału w integracyjnych wakacjach dla osób niesłyszących na Bornholmie. Po powrocie postanowiła ze swoim młodzieżowym chórem Viribus Unitis rozpocząć projekt „Śpiewające Dłonie”: śpiewać wielogłosowo przy jednoczesnym miganiu dłońmi zgodnie z zasadami języka migowego. „Projekt ten rozpoczął się od gościnnego wykonania przez chór jednego z utworów Renaty Przemyk pt. „Kochana” podczas koncertu artystki w Turku (…) Później była przygoda z Kasią Nosowską na Festiwalu w Jarocinie i z Marysią Sadowską podczas konińskich Jazzonalii. Chór Viribus Unitis to piękny rozdział w moim życiu. Po odejściu z liceum rozpoczęłam niezależną współpracę z młodymi, uzdolnionymi wokalistami z regionu w ramach projektu Viribus Organum stworzonego również z myślą o osobach niesłyszących. Bazowaliśmy na niezwykle wartościowych tekstach Grzegorza Ciechowskiego z muzyką zespołu Republika w moich szalonych aranżacjach. Przy tym projekcie niezwykle cenię sobie współpracę ze Sławomirem Ciesielskim, perkusistą legendarnego zespołu Republika. Dziś wiem, że projekt dla osób niesłyszących był wartościowym doświadczeniem, bardzo chciałabym dać mu drugie życie i wznowić pracę nad nim” – mówiła w wywiadzie „„Czarny krokodyl” w lasach Wielkopolski” (www.kulturaupodstaw.pl ).

Co ma do tego Czapski?

Józef Czapski był postacią publiczną powojennej emigracji, pisarzem i malarzem. W 1958 roku namalował obraz zatytułowany „Lampa i umywalka”. Co ma wspólnego z filmem Zdzisława Siwika? Nic, choć może stanowić przyczynek do jego (Siwika) metody twórczej i – być może – stać się jakąś wskazówką dla widza z „niedostytem”. Obraz Czapskiego to autoportret dosłownie wymazujący oblicze portretowanego – widać tylko jego tułów i nogi, odbite w lustrze, nie widać twarzy, za to pieczołowicie zaaranżowana martwa natura ze szklanką i szczoteczką do zębów potwierdza oddanie malarza otaczającemu go światu. Ten obraz był manifestem stosunku Czapskiego do krytyków sztuki figuratywnej, przy jednoczesnej niechęci do bycia postrzeganym jako twórca abstrakcyjny. Ale co mogłoby być bardziej abstrakcyjne od autoportretu bez twarzy? Eric Karpeles, autor „Prawie nic”, niezwykle wciągającej autobiografii Czapskiego, napisał, że „Znajomy Czapskiego, chrześcijański egzystencjalista Gabriel Marcel, który jako filozof zajmował się problemem dehumanizacji jednostki we współczesnym społeczeństwie, był tym obrazem głęboko poruszony. „Jak – zapytał – może pan takie rzeczy malować?”. Uwaga ta zachwyciła Czapskiego. „Lampa i umywalka” potwierdza, że to, co niewidoczne, może stać się pełnoprawnym tematem obrazu”.

Piąty dokument i kilka innych

„Alternatywa bez adresu” był piątym dokumentem Zdzisława Siwika, prezentowanym na specjalnych pokazach Przeglądów Polskich Filmów Fabularnych DEBIUTY. W 2004 roku odbyła się premiera „Tajne Stowarzyszenie Abstynentów” (zdj. Andrzej Moś, Marcin Oliński), w 2010 – „Moje 5 minut” (o pracy zespołu teatralnego „Waliza” Elżbiety Gierasimow w Konińskim Domu Kultury), w 2014 – „Joto Giotto Dimitrow” (o postaci konińsko-macedońskiego artysty rzeźbiarza), w 2019 – „Doktor Piotr” (o postaci doktora Piotra Janaszka). Do tego trzeba jeszcze dodać „Upał” (2002) Radosława Ładczuka, absolwenta II LO w Koninie i studenta Wydziału Operatorskiego PWSFTviT w Łodzi; to była etiuda szkolna, zrealizowana na Posoce w Koninie u państwa Sznajdrów, a jej montaż był dziełem Zdzisława Siwik, także wówczas studenta łódzkiej Szkoły Filmowej.

Radosław Ładczuk trzykrotnie gościł na konińskich DEBIUTACH, na których prezentowano filmy fabularne, do których wykonał zdjęcia: „Oda do radości (2005), „Sala samobójców” (2011), „Na północ od Kalabrii” (2010), „Jesteś bogiem” (2012).

W czasie 30. DEBIUTÓW konińscy filmowcy prezentowali się jeszcze kilkakrotnie. W 2003 roku odbyła się premiera niezależnego filmu „Po północy” (prod. KDK), zrealizowanego całkowicie na terenie Konina przez konińską ekipę, z udziałem aktorów – amatorów z Konina. Jego scenarzystą i reżyserem był Maciej Plamowski, zdjęcia wykonali Andrzej Moś i Radosław Ładczuk, montaż był dziełem Zdzisław Siwik; w tym filmie wykorzystano muzykę w wykonaniu zespołu Prowizorka Jazz Band (jeden z jego muzyków też pochodził z Konina). W 2005 roku odbył się w ramach DEBIUTÓW „Filmowy Konin”, impreza promująca młodych filmowców wywodzących się z Konina. Były to pokaz krótkich form filmowych, zrealizowanych przez filmowców z Amatorskiego Klubu Filmowego „Muza”, studentów Szkoły Filmowej w Łodzi, Akademii Sztuk Pięknych i Politechniki Poznańskiej. Ich autorami byli: Zofia Mikucka, Jarosław Piekarski, Kuba Kubajewski, Wojciech Plamowski, Michał Moś, Zdzisław Siwik, Matylda Kawka, Bartek Rychlicki, Arkadiusz Nowakowski. Andrzej Moś, animator AKF „Muza”, w którym to klubie swoje filmowe ostrogi zdobywali prawie wszyscy z wyżej wymienionych, zaprezentował na DEBIUTACH filmy dokumentalne: „Śladami Olędrów” (2008) i „Wspomnienie to cicha nuta…” (2018). I jeszcze jedna postać, której pominąć nie można – Maciej Michalski, urodzony w Sycewie (gm. Sompolno), absolwent II LO w Koninie i Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, reżyser, scenarzysta, kompozytor, twórca teledysków i niezależnych filmów fabularnych, w 2013 roku zaprezentował „Kanadyjskie sukienki” i zwyciężył w Plebiscycie Publiczności na debiut kinowy. Trzy lata później premierę na DEBIUTACH miał jego obraz zatytułowany „Kukułeś”.

Andrzej Dusza