Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?

Pytał ksiądz Jan Twardowski i odpowiadał, m.in. „żeby podawać / sobie ręce. Dlatego, żeby /uśmiechać się do siebie”. A czego najbardziej trzeba życzyć w czasie Wigilii? Piotr Polk, aktor teatralny, filmowy i wokalista, życzył wszystkim uczestnikom Salonu Poezji i Literatury w Koninie „przede wszystkim świętego spokoju”.

To był 32. Salon Poezji i Literatury, zapoczątkowany w Konińskim Domu Kultury przez Annę Dymną i kontynuowany przez Katarzynę Seweryn, która od lat pełni rolę animatorki i gospodyni salonu, zapraszając do niego aktorki i aktorów scen teatralnych i filmu. Wprawdzie w czasie salonu 15 grudnia 2021 r. być nie mogła, ale od czego jest Internet – życzenia świąteczne od niej i jej męża, Andrzeja Seweryna, trafiły do publiczności KDK-owskiego salonu. O dalszy ciąg poetyckiej i świątecznej atmosfery zadbał Piotr Polk, aktor Teatru Powszechnego w Łodzi oraz warszawskich teatrów Powszechnego, Syrena i Kamienica, mający na koncie udział w kilkudziesięciu filmach fabularnych i serialach oraz dwie Złote Płyty. Aktorowi towarzyszyły muzyczne anioły: chór ze Szkoły Podstawowej Towarzystwa Salezjańskiego w Koninie, który prowadziła Iwona Lewandowska oraz zespół wokalny Fantazja, pod dyrekcją Mirosława Grzanki. W ich wykonaniu usłyszeliśmy kolędy i pastorałki. Nastrój chwili podkreślała świąteczna scenografia.

Wieczór z poezją bożonarodzeniową Piotr Polk zaczął od „Betlejem polskiego” Lucjana Rydla. Potem było niezwykle przejmujące „Dziecię płonące” Roberta Southwella, poety i męczennika jezuickiego za wiarę katolicką w szesnastowiecznej Anglii:

Gdy stałem kiedyś w mroźną noc, dygocząc wśród zamieci / Znienacka jakiś dziwny żar w mym sercu płomień nieci: / I kiedym podniósł trwożny wzrok, by ujrzeć, co się pali, / Dziecię płonące niby stos zjawiło mi się w dali”. Dalej dziecię powiada: „«Zaledwiem przyszedł na ten świat, w ogniu płonę, / Lecz nikt nie przyjdzie, by w nim grzać swe serce wyziębione!»”. Southwell kończy swój wiersz: „«Skoro więc zbawić ludzi mam, a żar mnie straszny spala, / Roztopię się i własną krwią grzech zmyję, co ich kala». To rzekłszy, Dziecię znikło gdzieś; wyrwany z osłupienia, / Pojąłem nagle, że jest dzień Bożego Narodzenia” (przekład S. Barańczak).

Wierszem zawsze pojawiającym się przy okazji Bożego Narodzenia jest „Podróż” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego:

A podobno jest gdzieś ulica

(lecz jak tam dojść? którędy?)

ulica zdradzonego dzieciństwa,

ulica Wielkiej Kolędy.

Na ulicy tej taki znajomy,

w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,

stoi dom jak inne domy,

dom, w ktorymżeś się urodził.

Ten sam stróż stoi przy bramie.

Przed bramą ten sam kamień.

Pyta stróż: „gdzieś pan był tyle lat?”

„Wędrowałem przez głupi świat”.

Więc na górę szybko po schodach.

Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.

Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.

I dziadkowie. Wszyscy ci sami.

I brat, co miał okarynę.

Potem umarł na szkarlatynę.

Właśnie ojciec kiwa na matkę,

że już wzeszła Gwiazdka na niebie,

że czas się dzielić opłatkiem,

więc wszyscy podchodzą do siebie

i serca drżą uroczyście

jak na drzewie przy liściach liście.

Jest cicho. Choinka płonie.

Na szczycie cherubin fruwa.

Na oknach pelargonie

Blask świeczek złotem zasnuwa,

a z kąta, z ust brata, płynie

kolęda na okarynie:

LULAJŻE, JEZUNIU,

MOJA PEREŁKO,

LULAJŻE, JEZUNIU

ME PIEŚCIDEŁKO……

A potem zabrzmiały dwa wiersze Josifa Brodskiego, rosyjsko-amerykańskiego poety i eseisty. Rok po pierwszym, zatytułowanym „Boże Narodzenie 1963”: „Mędrcy przyszli. Dziecko spało. / Gwiazda świeci jasno z niebios”, Brodski w ZSRR skazany został na przymusowe roboty za „pasożytnictwo”. Rok po drugim wierszu, zatytułowanym „24 grudnia 1971 roku”: „Kto zaś nadchodzi – dowiesz się dopiero: / nikt jeszcze nie wie, i gdy to się zdarzy, / może nie pozna nikt przybysza twarzy” (tłum. Stanisław Barańczak) – Brodski został pozbawiony obywatelstwa i wydalony ze Związku Radzieckiego. Zamieszkał w Nowym Jorku. W 1987 roku uhonorowano go Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury za „uniwersalne wartości całokształtu twórczości literackiej, odznaczające się jasnością myśli i poetycką siłą”.

Piotr Polk czytając fragment „Uśmiechu dzieciństwa” Marii Dąbrowskiej przypomniał, przede wszystkim dorosłym uczestnikom salonu, że w bożonarodzeniowy zawsze wracamy do czasów dzieciństwa:

…Na wielkim stole były porozstawiane misy, a na nich piętrzyły się jabłka, orzechy i pierniki. Musiała być porcja dla każdego – i z dworskiej kuchni, i z czeladnej. Wszyscy się cisnęli, żeby się przełamać opłatkiem. Potem dostawali ogromny kielich wódki, a ojciec do nich przepijał. Przychodzili też włodarze, stelmachy i ogrodniki i życzenia składali…

Później myśmy się z rodzicami dzielili opłatkiem i nareszcie zasiadaliśmy do wieczerzy, podczas której matka drżała, aby dzieci nie udławiły się ościami, a dzieci jadły ze strachem i zdawało im się czasem, że się dławią. Do wieczerzy dzieci dostawały słodkiego, muszkatołowego wina i prosiły o jeszcze. W końcu zjawiły się bakalie – sen całego roku. Duże włoskie orzechy jedliśmy z miodem, a małymi laskowymi graliśmy z ojcem w cetno i licho…”

Fragment „Opowieści wigilijnej” Wojciecha Kuczoka, pochodzącej z tomu „9 Wigilii” (autorzy: Stefan Chwin, Łukasz Dębski, Natasza Goerke, Paweł Huelle, Agnieszka Kołakowska, Wojciech Kuczok, Antoni Libera, Jerzy Pilch, Joanna Szczepkowska) przypomniał nam, że Boże Narodzenie to nienajlepszy czas dla osób samotnych. W ogóle większość opowieści „9 Wigilii” mówi o ludziach spędzających wigilię samotnie lub przynajmniej czujących się samotnymi, nawet pośród bliskich. Signum temporis? Możliwe. Najdziwniejsze jest to, że taki typ bohatera w opowiadaniu świątecznym Kuczoka wydaje się zupełnie naturalny. Wpasowuje się idealnie w obraz naszego współczesnego życia. To niepokojąca myśl i warto może poświęcić jej nieco więcej czasu… Podobnym tropem idzie też myśl „Bajki”, napisanej przez Tadeusza Różewicza w Boże Narodzenie 2002 roku i recytowanej przez Polka:

ścierpły mi nogi

obudziłem się

z długiego

niewygodnego

snu

w świecie czystym

świetle

nowo narodzonym

w Betlejem a może

w innym „podłym” mieście

gdzie nikt nie mordował

dzieci

ani kotów

ani żydów ani palestyńczyków

ani wody ani drzew

ani powietrza

nie było przeszłości

ani przyszłości

trzymałem za ręce

tatę i mamę

czyli Pana Boga

i było mi tak dobrze

jakby

mnie nie było

Swoją drogą, czy ten wiersz nie przypomina „Imagine” Lennona (jego akurat Polk nie cytował):

Wyobraź sobie, że nie ma żadnych państw

Nie jest to trudne

Nie ma za co zabijać ani umrzeć

Ani żadnej religii

Wyobraź sobie wszystkich ludzi

Żyć życiem w pokoju

ty

Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem

Ale nie jestem jedynym

Mam nadzieję, że któregoś dnia do nas dołączysz

A świat stanie się jednością…

„Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem” – to z kolei fraza jak z wiersza Jana Sztaudyngera „W Boże Narodzenie”, który najpierw pisze:

Podli, ohydni i brudni,

W pyle spieczonych dróg,

Dnia pewnego usłyszeli,

Że się narodził w bieli

Bóg. –

A zali

Być może,

Byś ty się, Boże,

Urodził pośród nas?”

Nie uwierzyli.

a kończy:

Zaśpiewał ptak i zakwitł kwiat,

Ptak… trylem a kwiat… głogiem…

I przemieniły w raj ten świat,

Człowieka godząc z Bogiem.

Był jeszcze jeden wiersz, „Opłatek” Cypriana Kamila Norwida, który czytał Piotr Polk i który jakkolwiek wpisywał się w czarowną atmosferę, wymaga, wydaje mi się, osobnego potraktowania:

Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,

Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,

Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny

Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.

Ten biały kruchy opłatek, pszenna kruszyna chleba,

A symbol wielkich rzeczy, symbol pokoju i nieba.

Na ziemię w noc wtuloną, Bóg schodzi jak przed wiekami.

Braćmi się znowu poczyńmy, przebaczmy krzywdy, gdy trzeba.

Podzielmy się opłatkiem, chlebem pokoju i nieba.

Ten wiersz łatwo znaleźć w Internecie. Ktoś jednak kiedyś wyjął z wiersza Wacława Rolicz-Liedera cztery strofy, dodał jedną własną i podpisawszy nazwiskiem Norwida, wpuścił do sieci. Po pierwszej strofie pięknego wiersza „Do Stefana George’a, posyłając opłatek”, który Rolicz-Lieder posłał swojemu przyjacielowi, w dodanej strofie pojawia się „kruszyna chleba”, którą autor kompilacji wyjął z Norwidowskiej „Mojej piosnki”: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba / Podnoszą z ziemi przez uszanowanie / Dla darów nieba, / Tęskno mi, Panie”. Resztę zapewne napisał sam. Ta mistyfikacja pojawia się w Internecie wszędzie tam, gdzie jest mowa o motywach bożonarodzeniowych w polskiej poezji. Tymczasem to nie Norwid – zwraca uwagę między innymi Dolnośląska Biblioteka Publiczna we Wrocławiu. Norwid stworzył tyle znakomitych wierszy, że nie jest mu już potrzebny żaden cudzy. Na przykład wiersz „Pismo”, rozpoczynający się gorzkim napomnieniem, które skierować by można do takich, jak opisany, manipulatorów:

Cud wcielonego ducha – to nie żaden kwiatek

Z rośliniarni światowej; pismo to opłatek,

Którym łamać się trzeba i od serca życzyć

Dosiego roku prawdy – nie szermować, krzyczéć,

Lecz całą siłą działać, działać w taki sposób,

Jako dawny obyczaj, bez wyborczych osób,

Z bogobojną czeladką wieczerzając społem,

Na sianie z własnej łąki i za własnym stołem […].

Nie szermujemy zatem, nie krzyczymy, ale „od serca” życzymy Wszystkim Naszym Czytelnikom i bywalcom Salonów Poezji i Prozy w KDK – w imieniu Konińskiej Fundacji Kultury – pięknych Świąt, „świętego spokoju” a na przyszły rok zdrowia i radości z odzyskanej (mamy wielką nadzieję!) wolności od koronawirusa.

Andrzej Dusza

Zdjęcia: Zdzisław Siwik